Lot do Chin na zdjęciach

W ostatnim wpisie Damian opisał swoje doświadczenia z lotu do Chin i dwutygodniowej kwarantanny po przyjeździe. Dzisiaj podzielę się zdjęciami z mojej podróży.  

Tym razem leciałam do Chin z Brukseli. Mimo że kupowałam bilet bezpośrednio do Pekinu, najpierw musiałam być przez dwa tygodnie w kwarantannie, która dla mojego lotu była wyznaczona w mieście Xi'an 西安. 

Przygotowanie do lotu wiązało się z załatwianiem wielu rzeczy i dokumentów w związku z nowymi zasadami już na kilka dni przed wylotem. Od mojego lotu wprowadzono obowiązkowe badanie krwi na obecność przeciwciał poza zwykłym badaniem wymazu, a na dwa dni przed wylotem ogłoszono zakaz lotu do Chin dla osób podróżujących z Belgii nie posiadających chińskiego paszportu. Przez nowe zasady wszystko było niepewne do ostatniej chwili, ale na szczęście udało mi się wylecieć według planu i poniżej zebrałam trochę zdjęć z krótkimi opisami z mojej podróży. 

Obecnie dla lotów z Polski też jest obowiązkowe badanie krwi na obecność przeciwciał koronawirusa, które musi być wykonane w ciągu dwóch dni przed wylotem. Wyniki badań trzeba przesłać do ambasady chińskiej, która wydaje deklarację zdrowia na podstawie której można wejść na pokład samolotu. W tej chwili nie ma ograniczenia lotu dla osób nie mających chińskiego paszportu, więc wszyscy mający ważną wizę mogą polecieć do Chin, ale wydaje mi się, że wkrótce może zostać ono wprowadzone także dla podróżujących z Polski, ze względu na dużą liczbę zakażeń jaka jest w Polsce. 

Droga na lotnisko  Już czekając na pociąg na lotnisko trafiłam na osobę z tego samego lotu. Z daleka można było rozpoznać ją po stroju, bo chyba tylko Chińczycy tak się ubierają w podróż.


Na lotnisku było wielu chińskich pasażerów, ubranych w podobne stroje ochronne - skafandry, rękawiczki, maseczki, okulary ochronne, a do tego niektórzy mieli jeszcze przyłbice. 


Pod tym względem Chińczycy bardzo wyróżniali się spośród innych podróżujących. W pobliżu były też kolejki na inne loty m.in. do Etiopii i Emiratów Arabskich, ale nie widziałam tam nikogo, kto miałby podobny strój.


Po przejściu przez kontrolę bezpieczeństwa trafiłam na załogę chińskiego lotu - znowu wszyscy w skafandrach, które chroniły ich od stóp do głów. 


Dezynfekcja przed wejściem do samolotu 
Przy drzwiach samolotu stewardessa psikała płynem dezynfekującym wierzchnie ubranie, buty i bagaże każdego pasażera. Robiła to bardzo dokładnie, dlatego dość długo trwało, zanim wszyscy weszli na pokład. Bałam się, że przemoknę, ale na szczęście szybko wyschło :) 


Przed wejściem był też obowiązkowy pomiar temperatury - pan z obsługi zapisywał temperaturę każdego pasażera razem z jego miejscem w samolocie.

W samolocie   Na początku trudno było mi się przyzwyczaić do widoku obsługi w takich strojach. Żeby móc się rozróżnić, stewardessy miały na plecach napisany numer lub swoje nazwisko. Niektóre miały też rysunki - samolot czy serduszko a jedna stewardessa (stojąca po prawej na zdjęciu poniżej) miała na plecach napis "Witamy w drodze powrotnej do domu" (欢迎回家 huānyíng huíjiā).


Trzeba przyznać, że taki lot to naprawdę dużo pracy i poświęcenia ze strony załogi. Mając na sobie skafandry nie mają oni możliwości skorzystania z toalety (a lot trwał prawie 10 godzin, nie licząc przygotowań przed wylotem i po wylądowaniu), jedyną opcją są pieluchy dla dorosłych

Co więcej, po każdym przylocie do Chin cała załoga musi przejść obowiązkową kwarantannę w hotelu przez 14 dni, tak samo jak pasażerowie. Jeśli dodatkowo w Europie jest obowiązkowa kwarantanna w zależności od kraju, to w najlepszym przypadku jedna osoba może wykonać maksymalnie jeden lot zagranicę i z powrotem w ciągu miesiąca, po locie spędzając dwa tygodnie w odosobnieniu, nie wspominając o utrudnionej możliwości powrotu do domu i spędzaniu czasu z rodziną.

Dodatkowe środki ochrony to również więcej pracy. Stewardessy dezynfekowały toalety po każdym podróżnym. Kilka razy w trakcie lotu dezynfekowano też przejścia wzdłuż pokładu. 


Na szczęście podróżujących nie było dużo i wszyscy byli porozsadzani tak, żeby było co najmniej jedno wolne miejsce między dwoma osobami. Stanowczo zabronione było przesiadanie się, żeby ograniczyć ewentualne przenoszenie się wirusa, ale również żeby było łatwiej zlokalizować pasażerów siedzących w pobliżu osoby zarażonej w razie potwierdzenia zarażenia. 

Jak widać, niektórzy pasażerowie byli równie dobrze przygotowani by chronić się przed wirusem jak stewardessy. Ale byli też tacy, którzy mieli tylko maseczkę. 


Ja się ograniczyłam do maseczki, rękawiczek jednorazowych i okularów, jednak starałam się co jakiś czas dezynfekować ręce, a na samym początku dokładnie przetarłam poręcze fotela i stolik chusteczką dezynfekującą. Mam nadzieję, że to wystarczy  :)


Chwilę po starcie wreszcie można było podziwiać widok z góry 


Jedzenie Niestety ze względu na środki ochrony podczas pandemii chińskie linie nie podają żadnego ciepłego posiłku ani napojów do wyboru (nie wiem jak jest teraz w innych liniach lotniczych). Dlatego w ramach posiłku, każdy dostał trzy małe butelki wody i dwa pudełka hermetycznie zapakowanej żywności.


W środku były m.in. sucharki, ciastka, słodka bułka i suszone jabłko. Z tego co wiem, wielu chińskich pasażerów stara się nie jeść a nawet nie pić podczas lotu, żeby za wszelką cenę uniknąć okazji do zarażenia się. Szczególnie dla osób w skafandrach ściąganie kolejnych warstw ochronnych, by móc coś zjeść wydaje się dość kłopotliwe. Moim zdaniem 10 godzin lotu to jednak długo by wytrzymać bez jedzenia czy picia, zwłaszcza, że w samolocie często jest bardzo suche powietrze i tym bardziej chce się pić. No chyba, że ktoś prześpi cały lot :) 


W trakcie lotu obsługa rozdawała Deklarację Zdrowia (健康申明卡), którą trzeba było wypełnić przed wylądowaniem i oddać na lotnisku. Były w niej pytania m.in. o przebyte choroby, miejsce pobytu w ostatnich 14 dniach i zarażone osoby w naszym otoczeniu. Trzeba było również podać chiński adres i numer telefonu, a także dane osoby do kontaktu. Był też dostępne deklaracje w wersji angielskiej, ale obsługa prosiła, by wypełniać chińską wersję, by ułatwić jej sprawdzanie po wylądowaniu. 


Wylądowaliśmy około 8 rano chińskiego czasu. Po wylądowaniu pilot poinformował nas, że wszystkie toalety na lotnisku były nieczynne (!), dlatego jeśli ktoś chciał, miał jeszcze szansę skorzystać z toalety w samolocie (od momentu wylądowania do przyjazdu do hotelu trzeba spędzić co no najmniej parę godzin na lotnisku na badaniach i kontrolach). Niedługo potem można było opuścić pokład samolotu i wszyscy ruszyli do wyjścia. 

Na lotnisku czekało nas jeszcze kilka etapów kontroli, wypełnianie dokumentów dot. zdrowia, mierzenie temperatury i testy na obecność koronawirusa. Te ostatnie były najmniej przyjemne. Każdemu pobierano wymaz z gardła i z nosa. Zauważyłam, że pielęgniarki w Chinach używają grubszych wacików niż w Belgii. Jednak jeśli nie są w stanie pobrać wymazu grubszym wacikiem, na szczęście mają w zapasie cieńsze (po dwóch bolesnych i nieudanych próbach pobrania mi wymazu z nosa pielęgniarka wreszcie sięgnęła po cieńszy wacik).

Wreszcie po skończeniu testów i wypełnieniu kolejnych formularzy dot. stanu zdrowia, można było przejść przez kontrolę paszportową, a stamtąd - do poczekalni na autokar do hotelu. Podczas kontroli paszportowej przy każdym okienku był monitor, który służył za tłumacza dla pasażerów nieznających chińskiego. 

W poczekalni czekało już na nas śniadanie - do wyboru była kanapka lub kasza ryżowa. Ja wybrałam kaszę, żeby po kilkunastu godzinach wreszcie zjeść coś ciepłego. Można było też wziąć sobie chińskie marynowane warzywa (咸菜 xiáncài).  


Po chwili przyjechał autokar. Na początku wezwano pasażerów z początkowych rzędów w samolocie, znów trzymając się tego, by pasażerowie nie przemieszczali się niepotrzebnie narażając się na dodatkowe ryzyko zarażenia. Przy wejściu trzeba było pokazać bilet z samolotu, by upewnić się, że w jednym autokarze siedzą osoby z tej samej części samolotu. Na zewnątrz czekały już zdezynfekowane bagaże, które można było odebrać i zabrać do autokaru. 

Kiedy już dojeżdżaliśmy, z hotelu wyszło kilkanaście osób ubranych w białe skafandry. Na plecach mieli ręcznie napisane nazwiska i instytucje, w których pracują. Były m.in. osoby ze szpitala, policji i pracownicy hotelu. 

 

Obsługa zajęła się dezynfekowaniem bagaży, podczas gdy nam mierzono temperaturę. Pani, która mierzyła temperaturę mówiła w lokalnym dialekcie, który dla kogoś z innej części Chin mógł brzmieć dość zabawnie. Jednak nie do końca wyobrażam sobie jak wyglądałaby komunikacja, gdyby wśród pasażerów byli obcokrajowcy. Wydaje mi się, że nawet ktoś kto uczył się chińskiego miałby problem ze zrozumieniem dialektu, bo już chiński mandaryński sam w sobie jest dość odległym językiem obcym a różnice pomiędzy poszczególnymi dialektami mogą być naprawdę duże.  Znając życie myślę, że chińska obsługa skorzystałaby ze smartfonów, żeby pośredniczyły w rozmowie :)


Po jakimś czasie mogliśmy wreszcie wyjść z autokaru w grupach maksymalnie po 5 osób.  Kto był w Chinach chyba wie, jak zwykle działają tu kolejki - w skrócie "kto pierwszy, ten lepszy". Przy wychodzeniu z autokaru nie było mowy o przepuszczaniu innych, czy ustaleniu jakiejś kolejności, żeby np. osoby z przednich rzędów wyszły jako pierwsze. Jak tylko otworzyły się drzwi, do wyjścia rzuciło się kilka osób nie zważając na innych ani na to, czy było ich 5, tak jak prosiła obsługa. Były to osoby, które nie wyglądały na bardzo dobrze wykształcone. Widać to było nie tylko po zachowaniu, ale również po sposobie mówienia - tym razem kompletnie nie rozumiałam tego co mówią. Ale nie byłam sama - obsługa przy wejściu też miała z tym problem. W tej sytuacji chyba nawet translator na telefonie nie pomoże. :) Kiedy oni już wyszli pozostali cierpliwie czekali na  swoją kolej. 


Przy wejściu do hotelu obsługa psikała każdemu ręce płynem dezynfekującym. Kiedy wreszcie weszłam do hotelu, moja walizka już na mnie czekała w holu głównym, a przy recepcji wisiał duży napis "Witamy z powrotem w Ojczyźnie" (co prawda nie do końca komponował się z obrazem w tle, bo cały hotel inspirowany kulturą wiedeńską był urządzony w stylu barokowym, ale chodziło o przesłanie).


Za parę minut wreszcie przyszła moja kolej, zapłaciłam za pobyt i dostałam kartę do pokoju (na 26. piętrze!), do którego zaprowadziła mnie obsługa, pomagając mi z bagażem.

A tak wyglądał pokój:




W pokoju były przygotowane zapasy wody, papieru toaletowego, ale też kilka szczoteczek do zębów :)




Była też zgrzewka wody na zapas i kilka par kapci (kapcie dla gości są podstawą wyposażenia w chińskich hotelach)


Jeszcze więcej kapci i środek na komary



Nie zabrakło środków ochrony przed koronawirusem - płyn do dezynfekcji rąk, maseczka (obowiązkowa podczas kontaktu z obsługą), patyczki higieniczne i termometr elektryczny


W łazience był czepek do kąpieli, grzebień do włosów i szczoteczki z pastą do zębów - te rzeczy też są podstawową częścią wyposażenia chińskich hoteli i zawsze można poprosić o nie obsługę 


Kiedy dotarłam do pokoju było już po 12, czyli zaczęła się chińska pora obiadowa. Podczas kwarantanny posiłki w hotelach są dostarczane w jednorazowych opakowaniach, które są zostawiane na stołkach przed drzwiami każdego pokoju




Nareszcie prawdziwie chiński obiad :) 


Na ten moment czekałam naprawdę długo. Mimo że w Europie sama gotuję po chińsku i jest wiele chińskich restauracji, jednak to nie to samo, co jedzenie w Chinach. Zwłaszcza w restauracjach smak potraw jest często dostosowywany do lokalnych zwyczajów i czasami naprawdę ciężko jest znaleźć coś prawdziwie chińskiego w Europie, szczególnie tam, gdzie mieszka mało Chińczyków.


Niestety podczas kwarantanny obowiązuje zakaz zamawiania jedzenia z zewnątrz, więc trzeba zdać się na to, co oferuje hotel. Przez pierwsze dni jedzenie było naprawdę dobre, a porcje bardzo duże. 

Taki miałam widok z okna (niestety przez brudne szyby...)




    

A tak wyglądało miasto nocą


Jeśli chcesz być na bieżąco, zapraszam na stronę Chiny z Anią na Facebooku.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

6 rad, które pomogą Ci w nauce chińskiego

Krótki poradnik savoir vivre, czyli jak się zachować w odwiedzinach u chińskich znajomych

Powrót do Chin w czasach pandemii