Powrót do Chin w czasach pandemii

Czyli o testach na wirusa i obowiązkowej kwarantannie

Gdy zaczynała się pandemia, wielu obcokrajowców mieszkających w Chinach zdecydowało się wyjechać i niekiedy na długie miesiące utknęli zagranicą. Teraz, kiedy wizy wjazdowe do Chin otrzymuje coraz więcej osób, wielu obcokrajowców planuje powrót do swojego życia za Wielkim Murem. Ale zanim dotrą do celu czeka ich dużo formalności i obowiązkowa dwutygodniowa kwarantanna po wylądowaniu w Chinach.

Procedury i warunki pobytu na kwarantannie mogą bardzo różnić się pomiędzy poszczególnymi lotami w zależności od tego skąd i jaką linią lecicie. Poprosiłam Damiana, który wracał do Chin na początku października, aby zebrał dla Was trochę informacji na temat jego doświadczeń. Damian leciał liniami Air China z Warszawy do Pekinu, zatrzymując się w Taiyuan na obowiązkową dwutygodniową kwarantannę w hotelu. Jak zatem wygląda teraz powrót do Chin? Poniżej znajdziecie informacje z pierwszej ręki ;)

Nad przebiegiem kwarantanny czuwali pracownicy Szpitala Medycyny Chińskiej i Zachodniej w Taiyuan (太原中西医结合医院). W tle na banerze widnieje napis: Witaj w domu! Ojczyzna jest z Tobą! (欢迎回家 祖国和你在一起) (źródło zdjęcia: oficjalny profil 太原中西医结合医院 na WeChacie)


Tym razem mój wyjazd zaczął się trzy dni przed wylotem – wszyscy pasażerowie udający się do Chin muszą wykonać badanie na obecność wirusa COVID-19 na mniej niż 72 godziny przed lotem. Wykonałem test w szpitalu MSWiA, dzięki czemu mogłem wejść na pokład na podstawie samego wyniku. W przypadku innych laboratoriów, wynik testu należało przesłać wcześniej mailem do Konsulatu ChRL w Polsce, który wystawia podróżnym certyfikat uprawniający do wejścia na pokład.

Gdy już znalazłem się na lotnisku, kolejkę do odprawy łatwo było poznać – wśród podróżnych maseczki to była podstawa, wiele osób miało także gogle a nawet skafandry zakrywające całe ciało. Przed punktami odprawy ustawiono stolik przy którym dwie osoby w skafandrach badały podróżnym temperaturę i wręczały do wypełnienia formularz – na formularzu poza danymi osobowymi było także miejsce na wpisanie numeru lotu, miejsca w samolocie i właśnie temperatury. Sama odprawa przebiega jak zawsze – z kartą pokładową w dłoni udałem się do kontroli bezpieczeństwa. Wyglądało to trochę zabawnie, bo obsługa lotniska była gorzej wyposażona niż niektórzy pasażerowie lecący do Chin – większość była wyposażona tylko w przyłbice i rękawiczki.

Kiedy dotarłem do właściwej bramki kłębiło się tam mnóstwo ludzi – wchodzenie na pokład zajmowało dużo czasu, bo poza standardowymi procedurami jak sprawdzanie kart pokładowych czy dokumentów, wszystkim pasażerom ponownie mierzono temperaturę. Zanim dotarłem na pokład trafiłem jeszcze na grupę pięciu osób w skafandrach – byli to pracownicy obsługi naziemnej Air China, którzy zbierali wyniki badania na obecność koronawirusa i wypełniony wcześniej formularz, do którego wpisali jeszcze moją temperaturę w chwili w wchodzenia na pokład.

W samolocie powitała nas obsługa – wszystkie stewardessy były obrane w skafandry, więc żeby mogły się wzajemnie rozróżnić, na skafandrach (z przodu i z tyłu) miały napisane numery i swoje imiona lub nazwiska. Pasażerowie byli porozsadzani w taki sposób aby w miarę możliwości zachować co najmniej jedno miejsce odstępu – zakazane było także zmienianie miejsc (chociaż niektórzy przesiedli się jeszcze zanim stewardessy zdążyły zapamiętać kto gdzie siedzi). W samolocie nie było koców czy poduszek. Nie podano także żadnych ciepłych posiłków – cała żywność była hermetycznie zapakowana i składała się wyłącznie z produktów przywiezionych z Chin. Wciąż były jednak do dyspozycji ekrany wraz ze słuchawkami. Na pokładzie wręczono nam do wypełnienia dodatkowe dwa formularze (w tym jeden w całości po chińsku), z kilkoma pytaniami nt. stanu zdrowia – chociaż załoga powtarzała, że formularze trzeba wypełnić na pokładzie samolotu, zbierano je dopiero na lotnisku i była okazja żeby uzupełnić formularze na miejscu.

Stewardessy można było rozróżnić po numerach i imionach i/lub nazwiskach na skafandrach


Zgodnie z nowymi przepisami, obecnie wszystkie loty międzynarodowe do Pekinu zatrzymują się najpierw w tzw. porcie pierwszego wjazdu (第一入境点, dì yī rùjìngdiǎn), gdzie wszyscy podróżni odbywają dwutygodniową kwarantannę zanim będą mogli wyruszyć w dalszą podróż do Pekinu. Większość samolotów Air China z Warszawy do Pekinu zatrzymuje się w Taiyuan, w prowincji Shanxi.

Kiedy wylądowaliśmy, stewardessy zabroniły komukolwiek wstawać czy wyciągać bagażu – do samolotu weszli ubrani w skafandry funkcjonariusze straży granicznej, którzy na początek zapytali czy ktokolwiek źle się czuje lub ma objawy koronawirusa. Chłopak siedzący dwa rzędy za mną zgłosił, że trochę boli go gardło – funkcjonariusz zapisał numer miejsca na którym siedział i poprosił go o paszport, żeby spisać jego dane, ale chłopak wychodził z samolotu razem z innymi pasażerami. Po wszystkim pozwolono nam opuścić pokład – stewardessa kolejno wyczytywała rzędy, które mogły wstać, zabrać bagaż i opuścić samolot.

Wszyscy pracownicy obsługi naziemnej na lotnisku są w skafandrach – po wyjściu z samolotu przechodzimy do prowizorycznych stolików ustawionych jeden obok drugiego, na których postawione są plastikowe osłony. Oddajemy paszport i odpowiadamy na kilka pytań (po co przyjechaliśmy do Chin, gdzie jedziemy). Tutaj oddajemy też wypełnione formularze, które dostaliśmy w samolocie. Jeśli ktoś nie zna chińskiego może otrzymać też angielską wersję formularza. Należy także zeskanować kod QR i wypełnić elektroniczny formularz na WeChacie. Dalej czeka nas już tylko kontrola paszportowa i możemy udać się po bagaż. Po drodze minąłem transparent powitalny: 欢迎回家 (Witaj w domu).

Każdy podróżny musiał wypełnić elektroniczną deklarację zdrowia na WeChacie lub AliPay


Przejście przez wszystkie procedury zajmuje sporo czasu, dlatego zanim dotarliśmy do taśmy bagażowej wszystkie walizki zostały już zdezynfekowane i ustawione obok. Dopiero kiedy odbierałem bagaż zauważyłem, że cały czas byliśmy odizolowani od pasażerów lotów krajowych – nawet taśma bagażowa była w oddzielnym pomieszczeniu, żebyśmy nie mieli okazji do kontaktu z innymi osobami. Kiedy już znalazłem swój bagaż skierowałem się do wyjścia, jednak nie mogliśmy bezpośrednio opuścić lotniska – dla pasażerów lotów międzynarodowych przygotowano osobne wyjście, gdzie trzeba było się dopisać do listy przy stoliku, odebrać pakiet śniadaniowy (zupka chińska, owoce i przekąski) i udać się do autobusu.

W autobusie (a właściwie autobusach, bo było ich co najmniej kilka), wszyscy siedzieli pojedynczo. Pani w skafandrze wyjaśniła nam, że udajemy się właśnie do hotelu Hanting, gdzie przejdziemy testy na obecność koronawirusa, i zostaniemy na najbliższe dwa tygodnie na kwarantannę.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce szybko i sprawnie przeprowadzono nas z autobusów do hotelu – policjanci wyłączyli specjalnie dla nas jeden pas ruchu przed hotelem, zaś sam hotel był odizolowany od ulicy specjalnymi żółtymi barierkami. Na wejściu czekali na nas pracownicy w skafandrach - wśród nich znajdował się także personel z lokalnego szpitala, który nadzorował przebieg kwarantanny. Po wyjściu z autokaru obsługa zdezynfekowała nasz bagaż i mogliśmy udać się z nim do hotelu. W głównym holu ustawiono dwa rzędu stołów – zaraz przy wejściu sprawdzano nasze paszporty i zarejestrowano nasze dane. Po rejestracji otrzymałem kartkę z numerem pokoju (ale nie kartę) oraz probówkę, z którą miałem udać się do stolika po drugiej stronie. Tam pobrano mi wymaz z nosa (w Polsce było to jednak mniej nieprzyjemne) i mogłem iść na górę do pokoju. Przed wejściem do windy wisiały kartki z wydrukowanymi kodami QR – należało zeskanować kod właściwy dla naszego piętra i dołączyć do grupy, za pomocą której komunikowaliśmy się codziennie z obsługą.

Chociaż hotel cały czas był odgrodzony od przechodniów, kiedy wyjeżdżaliśmy obsługa mogła wreszcie zrzucić skafandry - przynajmniej do czasu aż nie przyjedzie kolejna grupa podróżnych

Kiedy dotarłem na swoje piętro w oczy przede wszystkim rzucały się pomarańczowe taborety ustawione przed każdymi drzwiami i wielkie pomarańczowe kosze na śmieci ustawione na korytarzu. Po wejściu do pokoju mogliśmy go opuszczać wyłącznie żeby wyrzucić śmieci, a ponieważ nie dostaliśmy kart, trzeba było uważać żeby nie zatrzasnęły się za nami drzwi.

Na taboretach podawano nam codziennie jedzenie. Kosze były ustawione między pokojami, ale zniknęły ostatniego dnia, żebyśmy mogli przejechać ze swoimi bagażami

Pokoje różniły się między sobą - ten do którego ja trafiłem był całkiem w porządku, chociaż nie wysprzątano go porządnie po ostatnim lokatorze (w niektórych miejscach był popiół papierosowy). Ale było wszystko co niezbędne do przetrwania dwutygodniowej kwarantanny: mydło, pasta do zębów, jednorazowe szczoteczki, ręczniki czy kilka rolek papieru toaletowego. Dostałem także dwie zgrzewki wody, termometr i kubeł, w którym znajdowały się dwukolorowe worki na śmieci i dozownik do płynu do dezynfekcji. Na stole znalazłem folder z listem powitalnym i szczegółowym opisem zasad, których należy przestrzegać na kwarantannie.

W pokoju czekał na nas list powitalny objaśniający zasady panujące na kwarantannie

Zasady przekazano nam także na grupie na WeChacie. Nie wolno nam było zamawiać jedzenia z dowozem, ale mogliśmy zamawiać produkty pierwszej potrzeby, pod warunkiem że były hermetycznie zamknięte. W hotelu mieliśmy zapewnione trzy posiłki dziennie – jedzenie było typowo chińskie, ale można było poprosić o porcje bez ostrej papryki. Dwa razy dziennie (rano o 8:00 i 15:00) musieliśmy podawać na grupie temperaturę. Opuszczanie pokoju dozwolone było tylko w celu wyrzucenia śmieci, ale trzeba było uważać, żeby uniknąć kontaktu z obsługą, np. podczas dezynfekcji lub podczas dostarczania jedzenia. Na moim piętrze ulokowano chyba wszystkich obcokrajowców z naszego lotu, więc obsługa wysyłała nam wiadomości z tłumaczeniem na język angielski. Ale ponieważ wiadomości tłumaczone były translatorem, czasami wychodziły z tego kwiatki, jak np. kiedy upomniano nas, żeby nie zabierać taboretów sprzed drzwi, ponieważ “są do jedzenia” ;)

Wszystkie śmieci należało najpierw zdezynfekować, włożyć do czarnego worka, ponownie zdezynfekować, włożyć do żółtego worka, zdezynfekować kolejny raz i dopiero wyrzucić. Ale chwile kiedy mogliśmy opuścić pokój żeby wyrzucić śmieci były jednymi z przyjemniejszych w trakcie całego pobytu :P

Jedzenie na początku wydawało się całkiem smaczne, ale z czasem robiło się nieco monotonne. Początkowo oferowano nam zamówienie zachodniego jedzenia za dodatkową opłatą, ale obsługa szybko wycofała się z tej oferty kiedy nagle zgłosiło się sporo osób

Dopiero po rozpoczęciu kwarantanny dowiedzieliśmy się ile będziemy musieli zapłacić za pobyt - na szczęście byłem pozytywnie zaskoczony, bo wcześniej słyszałem, że może to być koszt nawet do 10 tyś. juanów (około 5900 złotych), jednak okazało się, że za 1 dzień pobytu w hotelu z wyżywieniem musieliśmy zapłacić jedynie 258 juanów, więc za cały pobyt wyszło 3612 juanów (około 2100 złotych).

Chociaż dni mijały powoli zdarzały się czasem interesujące sytuacje - pewnego razu nagle usłyszałem wycie syreny i kiedy wyjrzałem za okno okazało się, że był to alarm przeciwpożarowy w straży, która znajdowała się naprzeciwko hotelu. Miałem okazję zobaczyć jak strażacy w mgnieniu oka przygotowują się do wyjazdu na akcję. Innym razem osoba z obsługi podzieliła się zdjęciami niespodzianki, którą przygotowano dla jednego z gości.  Okazało się, że pan obchodził w czasie kwarantanny urodziny, więc obsługa specjalnie przygotowała dla niego tort i napisała życzenia urodzinowe!

Obsługa pamiętała o urodzinach jednego z pasażerów i przygotowała mu niespodziankę (źródło zdjęcia: oficjalny profil 太原中西医结合医院 na WeChacie)

Na kilka dni przed spodziewanym końcem kwarantanny dostaliśmy informację, że jeśli druga tura testów wyjdzie negatywnie, będziemy mogli wyjść w sobotę punktualnie o 14:00. Zatem po pobraniu kolejnego wymazu zacząłem planować dalszą podróż - wystarczyło zadzwonić do lokalnego biura Air China żeby zarezerwować nieodpłatnie miejsce w najbliższym samolocie do Pekinu. Osoby, które wybierały się do innych miast musiały kupić bilety na własną rękę, jednak hotel zapewnił podróżnym transport na lotnisko i dworzec kolejowy, w zależności jak kto zamierzał wyjechać z Taiyuan. Ostatniego dnia, kiedy już pakowaliśmy się do wyjazdu, każdy otrzymał wreszcie upragniony certyfikat odbycia kwarantanny i wyniki obydwu testów. Wiele osiedli wymaga takiego certyfikatu od wszystkich osób wracających do swojego miejsca zamieszkania.

Podwójny negatywny wynik - wreszcie można opuścić kwarantannę i udać się w dalszą podróż!

Opuszczanie hotelu zajęło nam jakieś 40 minut - wszyscy musieli zjechać ze swoimi bagażami, a windę uruchomiono punktualnie o 14:00, chociaż podróżni zaczęli się ustawiać w kolejce już wcześniej. Schodząc na dół po raz pierwszy mogliśmy zobaczyć obsługę bez skafandrów - teraz mieli założone już tylko maseczki. Nawet na lotnisku dało się poczuć inną atmosferę niż kiedy przylatywaliśmy - chociaż wszyscy mieli założone maski, a obsługa miała przyłbice, wyraźnie dało się poczuć luźniejszą atmosferę, która tym bardziej udzieliła mi się po powrocie do Pekinu.

 

Wylatując z Taiyuan przed przejściem do kontroli bezpieczeństwa trzeba było okazać ważny kod zdrowia (健康码)

Jeśli chcesz być na bieżąco, zapraszam na stronę Chiny z Anią na Facebooku.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

6 rad, które pomogą Ci w nauce chińskiego

Krótki poradnik savoir vivre, czyli jak się zachować w odwiedzinach u chińskich znajomych